Z wizytą u Świętego

„Kochany panie Mikołaju,
My tak czekamy każdej zimy,
Dlaczego zawsze pan przychodzi do nas
Gdy śpimy?„
śpiewamy z Majką Jeżowską odkąd na świecie pojawiają się dzieci. Kiedyś sami byliśmy dziećmi i śpiewaliśmy tą piosenkę, jest taka magiczna jak i postać wspominanego w niej Świętego.





Od urodzenia wszyscy na niego czekają. Mali w Niego wierzą, choć czasami jest ich postrachem: „nie dłub w nosie, bo Święty Mikołaj patrzy!”. Dorośli są bardziej racjonalni i choć kupują sobie wzajemnie prezenty, chętnie biorą udział w tych odgrywanych podczas Wigilii scenkach improwizujących przyjście Mikołaja lub jego podstępne podrzucanie worka na balkon, klatkę schodową czy taras. Całe dzieciństwo piszemy do Niego listy, wypatrujemy reniferów na wieczornym niebie, nasłuchujemy dzwonków sań. Podczas zabaw choinkowych jedne dzieci podchodzą z rumieńcami na twarzy do gościa w czerwonym przebraniu, by odebrać podarunki, inne płaczą i uciekają-pewne jest to, że wywołuje On bardzo dużo emocji.

I nagle… nie jest zima i nie ma nocy, masz 34 lata, przejeżdżasz 2500 km, mijasz koło podbiegunowe i stajesz u Jego progu. Wiesz, że to komercja, że robisz to dla dzieci, że być może tam za drzwiami jest tandeta i kicz, to jednak czujesz szybsze bicie serca i wypieki na twarzy (i to nie tylko dlatego, że jesteś w słynnej Laponii a jest +25stC ;)



Wejście do „biura” Świętego Mikołaja jest bezpłatne. Otwieramy drzwi, wewnątrz panuje półmrok, grudzień, świąteczne dekoracje (choć za drzwiami zostawiliśmy lipiec), przystrojone drzewka błyszczą światełkami. Idziemy zgodnie z oznaczeniami, tabliczki nakazują zostawić wózki, wyłączyć telefony i zakazują fotografowania. Słuchamy się grzecznie i wykonujemy wszystkie polecenia (bo Mikołaj patrzy!).





Otwieramy kolejne drzwi, przed nami wielkie schody, świeczki palą się w półmroku, wtóruje im dźwięk kolęd, sporo ludzi krząta się, wszyscy mówią szeptem, uśmiechają się do siebie. Wchodzimy po schodach, pod ścianą rząd krzeseł z bardzo wysokimi oparciami. Poczekalnia. Wszyscy siadają, milczą w swoich językach, niecierpliwość przeplata się z ciekawością co nas czeka za kolejnymi drzwiami. Wychodzi Elf (wygląda jak z amerykańskiego filmu) szepce coś do ludzi siedzących najbliżej, idą za nim, znikają za rogiem, wszyscy jak na komendę przesuwają się na krzesłach bliżej wejścia.

Teraz my. Dzieci zaczynają się bać, aura tajemnicy chyba za bardzo przeraziła 2 i 5-latkę. Podchodzi Elf, przywołuje Nas gestem ręki, pyta „Where are you from?” Radek pośpiesznie odpowiada “from Poland”. Elf z uśmiechem mówi “Dzień dobry” i zaprasza nas do środka. Prosi byśmy zostawili wszystkie torby i aparaty na stole. Idziemy za nim. Na wielkiej drewnianej ławce siedzi grubas w czerwonej czapce, duża broda, małe okularki. Na nogach olbrzymie buty w skandynawskie wzory. Wita nas po polsku i zaprasza, by przy nim usiąść. Dzieci osiągają maksimum strachu, Ania wskakuje mi na ręce, Zosia na Radka kolana.

Święty Mikołaj mówi szeptem, głosem ciepłym jak babcine kapcie, pyta: skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, gdzie śpimy, ile będą trwały nasze wakacje w Finlandii. Jestem pod takim wrażeniem, że zaczynam rozmawiać z Nim po angielsku, chociaż nie potrafię!

Dzieci wtulone w Nas ożywiają się nieco kiedy pada pytanie o to, co chciałyby dostać pod choinkę. Zosia zawstydzona mówi, że deskorolkę. Radek jest translatorem. Święty wtedy wyciąga palec wskazujący i ruchem jakby grożącym mówi do Zosi, że dostanie deskorolkę, pod warunkiem, że…będzie jeździć w kasku, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze! (troskliwy dziadziuś!)

Ania zawstydzona nie odpowiada nic, mówimy w Jej imieniu, że najbardziej chciałaby dostać baaaardzo duże lody!
Mikołaj obejmuje Nas czule, żegna się z Nami po polsku, zabieramy swoje rzeczy i wychodzimy.
3 minuty podczas których spełniło się marzenie naszej czwórki.


Za drzwiami na ścianie monitora dostrzegamy nasze zdjęcia i filmik nagrany ze spotkania z Mikołajem - wizyta była darmowa, ale za pamiątki trzeba już zapłacić. Dużo euro. Wybieram tylko zdjęcia, 5 zdjęć 20 euro! Radek przywołuje mnie do porządku, że być może jesteśmy tu jedyny raz w życiu! Bez zastanowienia płaci 40 euro i wychodzimy szczęśliwi z filmikiem i zdjęciami.
Co za czas!

Wychodzimy przez sklep z pamiątkami, za oknem lipiec, a my wybieramy bombki na choinkę ;) Ostatecznie kończy się na magnesach i długopisach dla rodziny. Zamawiamy też list od Świętego. Jeśli wypełnisz formularz, wpiszesz adres i imię dziecka oraz zapłacisz za znaczek, to dziecko dostanie na Wigilię od Niego list (koszt ok 9 euro). Zamawiam list dla naszych dziewczynek oraz dla siostrzeńców.


Opuszczamy biuro pełni pozytywnych emocji, wrażeń, ekscytacji, dziewczyny przeżywają mówiąc o tym cały czas. Cudowne spotkanie!

Tandeta? Kicz? Komercja? Być może. Ale oprawa i wykonanie tej tandety z taką dbałością o szczegóły, że zapiera dech w piersiach. Nie wiem ile płacą temu przebranemu panu, ale myślę, że ma najlepszą robotę ever i do tego wykonuje ją niesamowicie! Jest przecież taki ważny-spełnia dziecięce marzenia pozostając w nich na wiele kolejnych lat!

Z pobliskiej poczty wysyłamy widokówki do rodziny i bliskich, wciąż śmieszą mnie te kartki ze Świętym Mikołajem wysyłane w lipcu ;)

Nie bez powodu piszę o tym teraz, kiedy za oknem grudzień, a sklepowe półki wypełnione są bożonarodzeniowymi ozdobami. A list?


20 grudnia 2017 przyszedł list z Laponii do Ani i Zosi, prosto z Santa Claus Office, z tekstem którego nikt z nas się nie spodziewał. Oczekiwaliśmy raczej pozdrowień w nieco tandetnym wykonaniu, a tu przemiłe zaskoczenie. Mądry, ciepły i głęboko osadzony w tradycji bożonarodzeniowej tekst. Mam nadzieję, że uda Wam się go na tyle powiększyć by móc odczytać.




A Wy o co poprosicie w swoich listach?

Ja chyba napiszę w swoim, że znowu chciałabym się z Nim spotkać :)












Komentarze

Popularne Posty