Kto rano wstaje... ten dłużej odpoczywa.
Jestem śpiochem.
Nie jest to żadna tajemnica i wszyscy w domu wiedzą, że gdy tylko nadarza się okazja, chętnie ucinam sobię drzemkę a w dzień wolny od pracy nie podniosę się z łóżka przed 11. Można by stwierdzić, że gdybym był superbohaterem to moją mocą była by moc spania. Dzięki tej super mocy jestem w stanie spać praktycznie w każdych warunkach i w każdej pozycji. Mogło by się wydawać, że to umiejętność bezużyteczna ale umiejętność odpoczywania na zawołanie jest bardzo przydatna zwłaszcza gdy masz małe dzieci:). To, że lubię spać tak długo aż oczy zaczynają gnić ma niestety skutki uboczne, które od zawsze niezauważenie powodowały, że nasze wyjazdy pozostawiały pewien niedosyt i żal że tyle pięknych miejsc mijaliśmy bez zatrzymania się choćby na chwilę.
Zwykle w podróży codziennie nocujemy w innym miejscu. Dzieje się tak
ponieważ mamy ograniczony czas na dojechanie do celu oraz dlatego, że zawsze
chcemy zobaczyć jak najwięcej. Często w ciągu dnia pokonujemy też spore
odległości zmuszające nas do wielogodzinnej jazdy samochodem i niejednokrotnie
zdarzało się tak, że większość dnia spędzaliśmy w samochodzie.
Plan naszego dnia w podróży wyglądał zwykle tak że wysypialiśmy się do oporu, potem kawka, śniadanko, ogarnięcie busa i około 11 – 12 wyjazd w trasę. Następnie około 3-4 godziny jazdy plus jakieś przystanki na trasie. Potem jeszcze szukanie miejsca na nocleg, gotowanie i kolacja. Po czym okazywało się, że jest 20 i zaraz trzeba będzie iść spać. Taki właśnie rozlazły i niezorganizowany plan dnia powodował, że większość czasu spędzaliśmy w samochodzie a to zaczęło nam ostatnio dawać się we znaki.
Planując tegoroczny wyjazd na północ Szwecji i Lofoty chcieliśmy przede wszystkim odpocząć fizycznie i psychicznie od koronaświrusów, zdalnej pracy, nauki online i innych nowości które, przyniosła nam pandemia. Absolutnie nie było nam na rękę przesiadywanie cały dzień w samochodzie.
Postanowiliśmy więc zmienić nasz standardowy rozkład dnia i wstawać wcześniej, aby po 3-4 godzinach jazdy dojechać do miejsca docelowego i mieć jeszcze większość dnia na zwiedzanie, odpoczywanie i po prostu korzystanie z pięknych okoliczności skandynawskiej przyrody.
Plan naszego dnia w podróży wyglądał zwykle tak że wysypialiśmy się do oporu, potem kawka, śniadanko, ogarnięcie busa i około 11 – 12 wyjazd w trasę. Następnie około 3-4 godziny jazdy plus jakieś przystanki na trasie. Potem jeszcze szukanie miejsca na nocleg, gotowanie i kolacja. Po czym okazywało się, że jest 20 i zaraz trzeba będzie iść spać. Taki właśnie rozlazły i niezorganizowany plan dnia powodował, że większość czasu spędzaliśmy w samochodzie a to zaczęło nam ostatnio dawać się we znaki.
Planując tegoroczny wyjazd na północ Szwecji i Lofoty chcieliśmy przede wszystkim odpocząć fizycznie i psychicznie od koronaświrusów, zdalnej pracy, nauki online i innych nowości które, przyniosła nam pandemia. Absolutnie nie było nam na rękę przesiadywanie cały dzień w samochodzie.
Postanowiliśmy więc zmienić nasz standardowy rozkład dnia i wstawać wcześniej, aby po 3-4 godzinach jazdy dojechać do miejsca docelowego i mieć jeszcze większość dnia na zwiedzanie, odpoczywanie i po prostu korzystanie z pięknych okoliczności skandynawskiej przyrody.
Paradoksalnie postanowiliśmy spać krócej żeby więcej odpoczywać.
Wdrożenie naszego planu zaczęliśmy od prostej czynności którą stosowaliśmy
każdego wieczora… nastawialiśmy budzik na 7 rano. Ta barbarzyńska do
niedawna czynność okazała się bardzo ważna, jednakże jeszcze ważniejsza była
samodyscyplina, która polegała na nie olewaniu dzwoniącego budzika i
podniesieniu się z łóżka.
Po obudzeniu zaczynaliśmy ogarniać busa, budzić dzieci i szykować się do drogi. Zwykle po 40 minutach byliśmy już w trasie. Postanowiliśmy również, że śniadanie będziemy jeść zatrzymując się w jakimś ładnym miejscu na trasie a tych na szczęście nie brakowało. Potem jechaliśmy jeszcze przez 3-4 godziny i po 12 byliśmy na miejscu mając przed sobą jeszcze cały dzień na leniuchowanie.
Zdarzało się oczywiście, że plan był modyfikowany i czasami przyjechaliśmy na miejsce trochę później ale i tak do nocy zostawało dużo czasu ( w sumie to nocy nie było wcale bo słońce zachodziło tylko na chwilkę a po zachodzie i tak było jasno). Podczas deszczowych dni celowo wydłużaliśmy czas podróży „nadrabiając kilometry” po to aby jechać krócej gdy pogoda się poprawi, bowiem nie widzieliśmy sensu żeby siedzieć cały dzień zamknięci w busie.
Nasza nowa strategia sprawdziła się tak dobrze, że musiałem napisać ten post żeby się tym pochwalić. Mam oczywiście świadomość, że raczej nie odkryliśmy Ameryki i być może wielu z was stosuje tą wyjazdową taktykę od dawna. Dla mnie jednak tryb ranny to zupełna nowość i objawienie które podniosło komfort naszych podróży o kilka poziomów wyżej. Trzeba też wspomnieć, że ranne wstawanie nie tylko umożliwiło nam pełniejsze wykorzystanie dnia ale również:
- Pokonanie 1800 kamiennych schodów na Reinebringen bez przepychania się między ludźmi i podziwianie widoków z góry w towarzystwie jedynie garstki turystów.
- Robienie zdjęć na Tungeneset w pięknym porannym świetle i bez ludzi.
- Wjazd wyciągiem krzesełkowym na Aurora Sky Station w parku narodowym Abisko bez czekania w kolejce.
- Uniknęliśmy tłoku w Oceanarium Lofotakvariet w Kabelvag i tym samym załapaliśmy się na karmienie fok i wydr.
- Omijanie dużego ruchu na drogach
- Znalezienie atrakcyjnych miejsc na nocleg zanim ktoś inny je zajmie.
- Dało czas na spontaniczne wejście na szczyt Kalberget.
Reinebringen, Lofoty, Norwegia |
Kolejka linowa do Aurora Sky Station w Parku Narodowym Abisko, Szwecja |
Oceanarium w Kabelvag, Lofoty, Norwegia |
Na szczycie Kalberget, Vildmarksvegen, Szwecja |
Niesamowite, jak taka niewielka zmiana wpłynęła na jakość tego wyjazdu i nasze wrażenia z podróży.
Zarówno my jak i dzieci zdecydowanie wolą taki styl podróżowania choć przy
porannym wstawaniu wcale nie były zadowolone z wprowadzonych zmian. Napewno
jednak doceniają to, że zamiast siedzieć w samochodzie przez wiele godzin,
mogły beztrosko bawić się na plażach i czy spacerować po górach.
Trudno znaleźć wady takiego rozwiązania chociaż przyznaję że codzienna walka z naturą śpiocha nie była łatwa. Nikt z nas nie ma jednak wątpliwości, że opłacało się wyjść poza strefę komfortu.
Trudno znaleźć wady takiego rozwiązania chociaż przyznaję że codzienna walka z naturą śpiocha nie była łatwa. Nikt z nas nie ma jednak wątpliwości, że opłacało się wyjść poza strefę komfortu.
Tak sobie czytam i czytam
OdpowiedzUsuńTeż wybierając się na wycieczkę wolę wstać wcześniej niż później. Mam lepsze poczucie kontroli czasu w dzień, no i faktycznie jest go po prostu więcej na przygody :). Bardzo ładne zdjęcia.
OdpowiedzUsuń----
https://dywanywitek.pl/
Dzięki.
OdpowiedzUsuńHm, mi nikt nic nie daje ;p . Chociaż marzę o dalekiej podróży, to na razie nie ma takiej mocy, ani siły, która by mi na to pozwoliła. A mam nadzieję, że jeszcze i z takich https://scandinavia.com.pl/ blogów mogę się o świecie dowiedzieć. Jednak jak się ktoś do podróży nie nadaje, to nic się na to nie poradzi. Zdrowia i dalszych udanych wojaży!
OdpowiedzUsuńAby podróżować po Europie nie trzeba nawet posiadać własnego busa. Wystarczy zdecydować się na publiczny transport, który również zapewnia bardzo fajne warunki.
OdpowiedzUsuńMacie tutaj garść porad związanych z tym tematem - http://event-live.pl/
OdpowiedzUsuńWszystko da się sensownie poukładać, bez tracenia czasu na samodzielne szukanie informacji. Tam macie konkretne porady.
Przyroda w okolicach Szwecji i Lofotów jest niesamowita, a korzystanie z niej bez tłumu turystów to prawdziwy luksus. Dobre zdjęcia i niezapomniane chwile na pewno zrekompensowały te wcześniejsze poranki. Super pomysł na pełniejsze wykorzystanie czasu na wyjeździe! 🌄
OdpowiedzUsuń