Bałkany - Słowenia
W drodze do Albanii, pierwszym krajem w którym zatrzymaliśmy się na coś więcej niż nocleg była Słowenia. Państwo wielkością zbliżone do województwa wielkopolskiego należy w tej chwili do najbardziej rozwiniętych krajów powstałych po rozpadzie Jugosławii. Mimo niewielkiej powierzchni, jako cel podróży Słowenia oferuje naprawdę sporo. Znajdziemy tam przepiękne górskie szczyty, krystalicznie czyste górskie rzeki idealne do raftingu i kajakarstwa, olbrzymią liczbę jaskiń z piękną Jaskinią Postojna na czele oraz klimatyczne nadmorskie miejscowości.
Pierwszy raz w Słowenii byliśmy 2017 roku kiedy to zajarani opowieściami o walorach turystycznych tego niewielkiego Państwa, postanowiliśmy spędzić tam majówkę. Tym razem nie zamierzaliśmy spędzać tam aż tyle czasu, niemniej jednak chcieliśmy choć na chwilę się zatrzymać i pospacerować po górach (na tyle ile da się to zrobić z dziećmi). Z przyczyn, które wcześniej opisywałem w poście dotyczącym wskazówek dla kierowców, zdecydowaliśmy się podczas naszej wizyty omijać autostrady.
Tak jak poprzednio do Słowenii wjechaliśmy boczną, mniej uczęszczaną drogą która serpentynami o nachyleniu przekraczającym 15% prowadziła nas na leżącą na wysokości 1073 m n.p.m przełęcz Wurzen. Przebiegającą przez przełęcz granicę Państwa przekroczyliśmy bez zatrzymywania i kontroli i chwilę później równie stromą drogą zjeżdżaliśmy w dół w kierunku Krajńskiej Góry.
Dość sprawnie rozłożyliśmy łóżko i ogarnęliśmy kolację. Pogoda raczej nie pozwalała na siedzenie na zewnątrz więc zaraz po kolacji poszliśmy spać.,
Uspokajający szum rzeki i miarowe dudnienie deszczu z pewnością zapewniłoby dobry sen gdyby nie to, że godzinę po północy ktoś zaczął napierdzielać w samochód i zaglądać do środka świecąc latarkami. Szybko okazało się że słowo „policja” po słoweńsku brzmi tak samo jak po polsku. Na tak sformułowane, stanowcze zaproszenie do nocnej pogadanki z władzami nie mogłem zareagować inaczej niż wyleźć w gaciach z samochodu i w świetle policyjnych latarek moknąć jak pies. Gęsto tłumaczyłem się z naszego nielegalnego noclegu – że byliśmy zmęczeni, że z daleka jedziemy, że tylko na noc, że rano się zwijamy i śladu po nas nie będzie. Serce policjantki zmiękczyła dopiero wzmianka o śpiących w busie dzieciach. W przypływie łaski pozwoliła nam zostać do rana i wlepiła nam mandat w promocyjnej cenie 20 euro. Płatny na miejscu. Chwilę po wypisaniu mandatu i uiszczeniu opłaty policja odjechała, a reszta nocy minęła bardziej spokojnie.
Dla jasności. Nie mam za złe policji że wlepili nam mandat no bo w końcu takie są przepisy w Słowenii a ja skłamałbym gdym napisał, że nic o tym nie wiedziałem. W sumie jeśli nie liczyć stresu to wyszło taniej niż nocleg na kempingu.
Osobiście dostrzegam jednak dość wyraźną różnicę pomiędzy „biwakowaniem” a jednorazowym noclegiem w samochodzie. Takie rozgraniczenie jest uznawane w Skandynawii gdzie pojedynczy nocleg w busie nie jest uznany za biwakowanie i nikt nie robi z tego powodu problemu.
Nie mieliśmy rozstawionej markizy, krzeseł i innych oznak typowego „campingu”. Stał tylko samochód i nic więcej. Osobiście nie nazwałbym tego biwakowaniem.
Prawdą jest jednak, że nie wiem jak dokładnie brzmi przepis na podstawie którego zostaliśmy ukarani i być może jest bardziej restrykcyjny niż mi się wydaje, ale jeśli w Słowenii nie można nocować w samochodzie to jest to trochę absurdalne. Tak czy inaczej, tej pamiętnej nocy pierwszy raz, po ponad 20 latach spania „w krzakach” dostałem mandat za nocowanie na dziko.
Szkoda również, że tą historią Słowenia mimo swojego niezaprzeczalnego piękna, straciła w moich oczach jako kierunek „busowych” wypraw. Pozostają oczywiście noclegi na kempingach ale dla nas to zdecydowanie nie to samo.
Po krótkim górskim spacerze pozostała nam już tylko długa i dość męcząca droga w stronę granicy z Chorwacją. Jadąc na południe krętymi drogami obserwowaliśmy stopniową zmianę krajobrazu z alpejskiego na śródziemnomorski. Z oczu zniknęły ostre skaliste szczyty Alp Julijskich, ich miejsce zajęły łagodne pokryte winnicami pagórki a chłodne górskie powietrze nagle stało się gorące i duszne. Wydawało się, że w ciągu kilku godzin zupełnie zmieniliśmy strefę klimatyczną.
Słowenię przejechaliśmy zdecydowanie zbyt szybko jak na różnorodność jaką oferuje. Pomimo, że to już druga nasza wizyta w tym kraju to mamy uczucie, że wciąż widzieliśmy bardzo niewiele.
Po opublikowaniu posta o nocnym rendez vous z policją, na naszym fejsbukowym profilu , ktoś umieścił dość trafny komentarz, który bardzo mi się spodobał:
Słowenia to kolejny kraj, w którym największe marzenie obywateli, to stać się Austriakami.
Być może stwierdzenie to jest krzywdzące dla mieszkańców Słowenii ale mam wrażenie, że jest w tym trochę prawdy.
Mówią, że czas leczy rany, w takim razie chyba warto poczekać aż wspomnienie spotkania z władzami nieco zblednie w naszej pamięci i dać Słowenii kolejną szansę na oczarowanie nas swoją różnorodnością
Mówią, że czas leczy rany, w takim razie chyba warto poczekać aż wspomnienie spotkania z władzami nieco zblednie w naszej pamięci i dać Słowenii kolejną szansę na oczarowanie nas swoją różnorodnością
Przepiękne widoki, mega zazdroszczę takich wycieczek. Ja planuje na swoje postawić na bagażniki od http://www.amos.auto.pl
OdpowiedzUsuńZnacie ten pensjonat w Karpaczu? Konkretnie - https://www.lesnydwor.karpacz.pl/lesny-dwor/o-nas
OdpowiedzUsuńWarto? Ewentualnie które inne miejscówki w Polsce są godne uwagi? Żeby wypocząć, dobrze zjeść i zobaczyć coś fajnego?
Czytając o tej wyprawie i innych do Chorwacji to naprawdę przykre, że tak piękne kraje oferują tak niewiele wolności, doceniam PL za to że tu wiele więcej można, spotykając się dość często z pojęciem "nocleg jedna noc w podróży do celu", myślę, że czym innym jest biwakowanie w jednym miejscu, a czymś innym pozwolenie na przenocowanie w celu dalszej podróży, co nigdzie na świecie nie powinno być zabronione!
OdpowiedzUsuń