Jesień w Dolinie Iny.
Ostatnio mam wrażenie, że wszystko dookoła strasznie pędzi.
Z trudem wyrywam życiu chwilę, żeby przystanąć, popatrzeć, zachwycić się małymi sprawami.
Kiedy nadchodzi taki czas, że mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, zwykle wspólnie z przyjaciółmi leczymy głowę, jakimś wypadem do lasu. Czasami wychodzimy na cały dzień, czasami na noc a kiedy indziej na kilka godzin. Jako że każdy z nas ma swoje życie, obowiązki i zadania, dlatego trudno umówić się nam na dłuższe wypady.
Robimy tak od lat. Spotykamy się, wędrujemy, siedzimy przy ognisku, rozmawiamy na tematy poważne i takie, w których powagi brak. Te leśne spotkania przy ognisku łączą, pozwalają nam w jakiś sposób utrzymać relacje, na które coraz mniej czasu w obowiązkach dnia codziennego.
Czuję jednak, że na przestrzeni lat w naszych spotkaniach coś się zmieniło. Dopadła nas wszystkich technologia i wzięła na krótką smycz. Nasze telefony bezustannie nękają nas nic nie wartymi informacjami. Większość z nich w żaden, nawet najmniejszy sposób nie wpływa na nasze życie. No bo jaki wpływ na moje życie ma fakt, że celebrytka X, znana głównie z tego, że jest znana urodziła dziecko? Czy taka informacja wysłana z jakiejś społecznościowej sieci jest na tyle ważna żeby niepokoić mnie namolnym wibrowaniem w momencie, gdy razem z przyjaciółmi próbuję odpocząć na łonie natury.
Wyjście z sytuacji, w której telefon ciągle skupia na sobie naszą uwagę, jest zaskakująco oczywiste. O ile wiem, każdy telefon można wyłączyć, chociaż mam wrażenie że ta podstawowa funkcja telefonu jest tak rzadko wykorzystywana, że nie będę zdziwiony gdy się okaże że najnowsze modele są jej pozbawione. Rozwiązanie mimo, że oczywiste nie do końca jest tak łatwe jakby się mogło wydawać. Przekonałem się o tym całkiem niedawno, kiedy kilka tygodni temu postanowiłem urwać sobie chwilę i wyskoczyć wieczorem nad Odrę przetestować nowy aparat. Zależało mi żeby wyjść z domu jak najszybciej i zdążyć na dobre światło do robienia zdjęć. Tuż przed wyjściem okazało się, że nie mogę znaleźć telefonu. Czas uciekał a telefon gdzieś leżał i się ze mnie śmiał. Pojechałem wiec bez niego, pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Przechadzając się po nadodrzańskich łąkach cały czas czułem niepokój. Jakiś dziwny strach przed nie wiadomo czym. Nie wiem, czy stresowała mnie świadomość, że gdyby się cos stało to nie mam jak wezwać pomocy, czy może strach że ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować a ja nie obiorę. Nie wiem, co to konkretnie było ale przeraziła mnie myśl, że jestem uzależniony od telefonu. Słyszałem o tym, czytałem o tym, ale nie sądziłem, że mnie to dotyczy. Postanowiłem, że częściej będę wychodził bez telefonu.
Refleksja na temat leśnych wypadów, telefonów i zbędnych informacji, które przysłaniają sprawy ważne, naszła mnie po ostatnim wypadzie do lasu.
Jako że jesień w tym roku nas rozpieszcza, udało mi się umówić z przyjacielem na wyjście na noc do lasu. Około godziny 17 wyruszyliśmy żeby w promieniach zachodzącego słońca pospacerować w dolinie Iny. Wieczór był przepiękny, drzewa oświetlane ostatnimi promieniami słońca ociekały wręcz złotem. Wędrowaliśmy w spokoju szukając jakiejś ładnej miejscówki na nocleg.
Na dogodne miejsce trafiliśmy już po zachodzie słońca. Tarp rozbijaliśmy szybko, nie bardzo się do tego przykładając, bo nie spodziewaliśmy się deszczu. Chwilę później rozpaliliśmy ognisko i zabraliśmy się za przygotowanie standardowego „kociołka rozmaitości”. Nasze sztandarowe leśne danie wyszło niespotykanie smaczne i nie wiem czy zawdzięczać to powinniśmy mojemu kunsztowi kulinarnemu czy po prostu byliśmy tak godni. Tak czy inaczej kolacja została zjedzona ze smakiem.
Potem był już tylko zimny browarek i gapienie się w ogień… do momentu, gdy Marcin dostał wiadomość, że w jego lokalu w Szczecinie pękła rura i woda zalała pomieszczenie. Sytuacja zdecydowanie nie do pozazdroszczenia. Szczęśliwe była tam osoba która temat ogarnęła i opanowała sytuację. Po tej wiadomości było oczywiste, że Marcin myślami jest już przy cieknącej rurze i zamiast cieszyć się chwilą przy ognisku, w myślach planuje akcję ratunkową na dzień następny. Dlatego zastanawiam się, co by się stało gdyby ta wiadomość do niego nie dotarła? Gdyby wyłączył telefon. Gdyby odebrał ją po powrocie do domu. Jestem pewien, że w tej sytuacji nie stało by się absolutnie nic. Przecież w nocy, będąc daleko od miejsca awarii, nie mógł nic zrobić. Sama wiedza o tym co się stało nie spowodowała, że rura się auto-magicznie naprawiła. Czy warto było zatem zawracać sobie tym głowę i rezygnować z chwili odpoczynku. Może następnym razem idąc do lasu po prostu wyłączyć telefon. Wiem, że to co piszę nie jest takie łatwe bo coraz bardziej boimy się być offline nawet przez kilka godzin ale zapewniam, że po wyłączeniu telefonu nawet na cały dzień, nic się nie dzieje. Bo to nie jest tak, że jak nie odbierzesz wiadomości z fejsbuka to zaraz nadlatuje kometa i niszczy życie na ziemi. Uwierzcie mi, że nic się nie dzieje. Po prostu tego dnia, twój telefon nie będzie Cię nękał nic nie wartymi informacjami a Ty dostaniesz szanse na odpoczynek nie tylko fizyczny ale też ten psychiczny, o który dzisiaj coraz trudniej.
Ja tego dnia miałem szczęście, bo mój operator komórkowy postanowił, że nie będzie świadczył usług w miejscy naszego noclegu, wiec mogłem się cieszyć brakiem zasięgu przez cały wieczór.
Kończąc te rozmyślania nad informacyjnym bełkotem, proponuję Wam wychodzić bez telefonu najczęściej jak się da, a gdy będziecie w lesie zafundujcie sobie odrobinę luksusu i wciśnijcie OFF.
Z trudem wyrywam życiu chwilę, żeby przystanąć, popatrzeć, zachwycić się małymi sprawami.
Kiedy nadchodzi taki czas, że mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, zwykle wspólnie z przyjaciółmi leczymy głowę, jakimś wypadem do lasu. Czasami wychodzimy na cały dzień, czasami na noc a kiedy indziej na kilka godzin. Jako że każdy z nas ma swoje życie, obowiązki i zadania, dlatego trudno umówić się nam na dłuższe wypady.
Robimy tak od lat. Spotykamy się, wędrujemy, siedzimy przy ognisku, rozmawiamy na tematy poważne i takie, w których powagi brak. Te leśne spotkania przy ognisku łączą, pozwalają nam w jakiś sposób utrzymać relacje, na które coraz mniej czasu w obowiązkach dnia codziennego.
Czuję jednak, że na przestrzeni lat w naszych spotkaniach coś się zmieniło. Dopadła nas wszystkich technologia i wzięła na krótką smycz. Nasze telefony bezustannie nękają nas nic nie wartymi informacjami. Większość z nich w żaden, nawet najmniejszy sposób nie wpływa na nasze życie. No bo jaki wpływ na moje życie ma fakt, że celebrytka X, znana głównie z tego, że jest znana urodziła dziecko? Czy taka informacja wysłana z jakiejś społecznościowej sieci jest na tyle ważna żeby niepokoić mnie namolnym wibrowaniem w momencie, gdy razem z przyjaciółmi próbuję odpocząć na łonie natury.
Wyjście z sytuacji, w której telefon ciągle skupia na sobie naszą uwagę, jest zaskakująco oczywiste. O ile wiem, każdy telefon można wyłączyć, chociaż mam wrażenie że ta podstawowa funkcja telefonu jest tak rzadko wykorzystywana, że nie będę zdziwiony gdy się okaże że najnowsze modele są jej pozbawione. Rozwiązanie mimo, że oczywiste nie do końca jest tak łatwe jakby się mogło wydawać. Przekonałem się o tym całkiem niedawno, kiedy kilka tygodni temu postanowiłem urwać sobie chwilę i wyskoczyć wieczorem nad Odrę przetestować nowy aparat. Zależało mi żeby wyjść z domu jak najszybciej i zdążyć na dobre światło do robienia zdjęć. Tuż przed wyjściem okazało się, że nie mogę znaleźć telefonu. Czas uciekał a telefon gdzieś leżał i się ze mnie śmiał. Pojechałem wiec bez niego, pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Przechadzając się po nadodrzańskich łąkach cały czas czułem niepokój. Jakiś dziwny strach przed nie wiadomo czym. Nie wiem, czy stresowała mnie świadomość, że gdyby się cos stało to nie mam jak wezwać pomocy, czy może strach że ktoś będzie chciał się ze mną skontaktować a ja nie obiorę. Nie wiem, co to konkretnie było ale przeraziła mnie myśl, że jestem uzależniony od telefonu. Słyszałem o tym, czytałem o tym, ale nie sądziłem, że mnie to dotyczy. Postanowiłem, że częściej będę wychodził bez telefonu.
Refleksja na temat leśnych wypadów, telefonów i zbędnych informacji, które przysłaniają sprawy ważne, naszła mnie po ostatnim wypadzie do lasu.
Jako że jesień w tym roku nas rozpieszcza, udało mi się umówić z przyjacielem na wyjście na noc do lasu. Około godziny 17 wyruszyliśmy żeby w promieniach zachodzącego słońca pospacerować w dolinie Iny. Wieczór był przepiękny, drzewa oświetlane ostatnimi promieniami słońca ociekały wręcz złotem. Wędrowaliśmy w spokoju szukając jakiejś ładnej miejscówki na nocleg.
Na dogodne miejsce trafiliśmy już po zachodzie słońca. Tarp rozbijaliśmy szybko, nie bardzo się do tego przykładając, bo nie spodziewaliśmy się deszczu. Chwilę później rozpaliliśmy ognisko i zabraliśmy się za przygotowanie standardowego „kociołka rozmaitości”. Nasze sztandarowe leśne danie wyszło niespotykanie smaczne i nie wiem czy zawdzięczać to powinniśmy mojemu kunsztowi kulinarnemu czy po prostu byliśmy tak godni. Tak czy inaczej kolacja została zjedzona ze smakiem.
Potem był już tylko zimny browarek i gapienie się w ogień… do momentu, gdy Marcin dostał wiadomość, że w jego lokalu w Szczecinie pękła rura i woda zalała pomieszczenie. Sytuacja zdecydowanie nie do pozazdroszczenia. Szczęśliwe była tam osoba która temat ogarnęła i opanowała sytuację. Po tej wiadomości było oczywiste, że Marcin myślami jest już przy cieknącej rurze i zamiast cieszyć się chwilą przy ognisku, w myślach planuje akcję ratunkową na dzień następny. Dlatego zastanawiam się, co by się stało gdyby ta wiadomość do niego nie dotarła? Gdyby wyłączył telefon. Gdyby odebrał ją po powrocie do domu. Jestem pewien, że w tej sytuacji nie stało by się absolutnie nic. Przecież w nocy, będąc daleko od miejsca awarii, nie mógł nic zrobić. Sama wiedza o tym co się stało nie spowodowała, że rura się auto-magicznie naprawiła. Czy warto było zatem zawracać sobie tym głowę i rezygnować z chwili odpoczynku. Może następnym razem idąc do lasu po prostu wyłączyć telefon. Wiem, że to co piszę nie jest takie łatwe bo coraz bardziej boimy się być offline nawet przez kilka godzin ale zapewniam, że po wyłączeniu telefonu nawet na cały dzień, nic się nie dzieje. Bo to nie jest tak, że jak nie odbierzesz wiadomości z fejsbuka to zaraz nadlatuje kometa i niszczy życie na ziemi. Uwierzcie mi, że nic się nie dzieje. Po prostu tego dnia, twój telefon nie będzie Cię nękał nic nie wartymi informacjami a Ty dostaniesz szanse na odpoczynek nie tylko fizyczny ale też ten psychiczny, o który dzisiaj coraz trudniej.
Ja tego dnia miałem szczęście, bo mój operator komórkowy postanowił, że nie będzie świadczył usług w miejscy naszego noclegu, wiec mogłem się cieszyć brakiem zasięgu przez cały wieczór.
Kończąc te rozmyślania nad informacyjnym bełkotem, proponuję Wam wychodzić bez telefonu najczęściej jak się da, a gdy będziecie w lesie zafundujcie sobie odrobinę luksusu i wciśnijcie OFF.
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
Fot. Marcin Jabłoński |
brawooo
OdpowiedzUsuń:) Świetna wyprawa. Zdjecia cudowne. Szczególnie Ina z góry!
OdpowiedzUsuńLubię tą dwójkę na wspólnych wyjściach :)
OdpowiedzUsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle wyłączyć telefon, bo ten i tak kiedyś sprawdzimy ile wyłączyć SIĘ. Nosić w sobie las żółty, zielony, biały, inny z perspektywy drona, nocy, czasu, bez względu na chwilę sławy celebryty, wypalenie zawodowe, rozpad ideałów, cel, wiarę. Tu zdjęcia opublikowane i przechowywane w głowie dają możliwość przebywania w towarzystwie siebie bez udawania, odgrywania ról.
OdpowiedzUsuń