Co zabrać w podróż z dziećmi? - cz. 2
Podczas rozmów o naszych wyjazdach nasi rozmówcy często pytają w jaki sposób rozwiązujemy problem higieny podczas podróży. Mam wrażenie, że dla niektórych trzytygodniowe wakacje podczas których kąpiemy się w rzekach i innych naturalnych zbiornikach są mentalnie nie do przebrnięcia.
I wy tak z dziećmi? A nie boicie się? Czego mamy się bać? Tego, że nie wezmę
40-sto minutowego prysznica dwa razy dziennie? Zapewniam, że dbamy o higienę, zdrowie i bezpieczeństwo nasze i dzieci. A jak? O tym poniżej:
Cała nasza rodzina bez problemów korzysta z kąpieli w morzach, rzekach czy jeziorach. Woda może nie zawsze sprzyja brodzeniu, ale żeby umyć się i odświeżyć zazwyczaj wystarcza.
Brudni nie chodzimy i po opiekę społeczną dzwonić nie trzeba, że zaniedbujemy higienę dzieci na wakacjach ;)
Kiedy byliśmy w Norwegii nieco obawiałam się o utrzymanie czystości. Ania miała rok, pielucha, długie siedzenie w samochodowym foteliku, ciepło, mogło skończyć się różnie. Na szczęście pod tym względem Norwegia jest mistrzem organizacji! Niemal przy każdym parkingu stoją toalety, a w nich zlew, mydło i ciepła woda! Korzystałam z tego na każdym postoju. Podmycie pupki i zmiana pieluchy, nawet przez chwilkę nie była odparzona. Z resztą w niektórych toaletach były takie zlewy, że 4,5-letnią wówczas Zosię wkładałam do niego i kąpałam całą razem z włosami ;)
Korzystając z uroków natury staramy się dbać o nią najlepiej jak możemy, dlatego zwracamy uwagę na detergenty których używamy do kąpieli w rzekach i jeziorach. Kupujemy więc biodegradowalne mydło w płynie, które może być również płynem do prania czy naczyń. Nie należy do najtańszych, bo kosztuje ok 30 zł, ale potem kąpiąc się w Bałtyku, Atlantyku czy Morzu Czarnym nie mam wyrzutów sumienia, że w jakiś sposób zanieczyszczamy środowisko.
W kwestii możliwości kąpieli Rumunia bardzo nas rozczarowała. Mimo, że dość często przebywaliśmy przy dużych zbiornikach wodnych, to niestety były one tak brudne, że nie chciałam nawet w nich zanurzyć rąk. Wtedy sprawdziło się stare porzekadło: „Potrzeba matką wynalazków”. Radek przerobił baniak w którym wozimy wodę na podręczny prysznic. Wodę na prysznic grzaliśmy w Kelly Kettlu po czym przelewaliśmy do baniaka, po to aby delektować się ciepłą kąpielą na świeżym powietrzu. Rozwiązanie wręcz luksusowe i aż dziwne, że wpadliśmy na to dopiero w trzecim roku naszych wyjazdów! Używamy też ręczników z microfibry, są lekkie i szybko wysychają. Najlepsze jakie trafiliśmy do tej pory służą nam już od 11 lat od firmy Fjord Nansen. Inne ręczniki z popularnych marketów turystycznych, gdy są długo wilgotne nabierają bardzo nieprzyjemnego zapachu stęchlizny, który przenosi się na skórę podczas wycierania.
Poza tym bardzo przydatne w zachowaniu higieny są chusteczki nawilżane dla niemowląt. Wiem, że i one wywołują w ostatnim czasie wiele emocji bo nie są „eko” , ale na wyjazdach z dziećmi sprawdzają się dobrze. Staramy się po prostu nie używać ich jako papieru toaletowego i nie zostawiać w terenie. Zwykle zużyte trafiają do naszego samochodowego śmietnika, a potem wyrzucane są w odpowiednim do tego miejscu.
Kiedy potrzeby załatwiamy "pod krzaczek" wtedy używamy nawilżanego papieru toaletowego, wykonany w 100% z celulozy, łatwo ulegają biodegradacji. Niegdyś myślałam, że to przerost formy nad treścią, ale w praktyce okazał się bardzo przydatny, no i zawsze to łatwo rozkładający się papier, a nie plastikowa chusteczka.
Jeśli jesteśmy już przy potrzebach fizjologicznych to wraz z naszymi dziećmi, od zawsze podróżuje turystyczny nocnik. To jedna z tych rzeczy MUST HAVE, które powinno się wozić zawsze z dziećmi. Rynek oferuje wiele w tym temacie. My zainwestowaliśmy w rozkładany nocnik Potette Plus (może być też nakładką na sedes), ma on foliowe wkłady, które zakłada się w razie potrzeby, a potem zawija i wyrzuca do śmieci. Same wkłady są dosyć drogie (koszt 10 szt. to około 25zł), biorąc pod uwagę, że mamy dwoje dzieci i niech każda z nich skorzysta min dwukrotnie w ciągu dnia to schodzi połowa paczki, przemnożyć to przez 3 tygodnie wakacji...uzbierałaby się z tego niezła kwota, ale… Mój mąż znowu zawierzył swojemu kreatywnemu myśleniu i w hurtowni opakowań jednorazowych kupujemy zgrzewkę reklamówek foliowych tzw jednorazówek i używamy bez sentymentu! 200szt to koszt ok 5 zł, więc opłaca się. Awaryjnie wykorzystywaliśmy też małe worki na śmieci, a te można kupić wszędzie i jest to ich niewątpliwa zaleta. W plenerze dziewczynki korzystają z niego bez worka, żeby po prostu było wygodniej siedzieć i by nie generować dodatkowo śmieci (potem wszystko zakopujemy). Poza tym nasze dzieci nauczone są załatwiać się „pod krzaczek” co znacznie ułatwia podróżowanie.
W czasie podróży korzystamy też z żeli antybakteryjnych, ale bez przesady. Z racji tego, że w samochodzie w baniaku zawsze mamy wodę to myjemy w niej ręce, nawet jeśli okoliczności nie sprzyjają jesteśmy niezależni. Jeśli idziemy na pieszą wycieczkę i nie ma jak umyć rąk przed jedzeniem, wtedy używamy żelu.
Obowiązkowym wyposażeniem busa są również ręczniki papierowe. Do wszelakiego utrzymania czystości, do wycierania rąk i twarzy, wydmuchania nosa,wytarcia stołu po posiłku czy mokrej ławki by na niej usiąść, są pod ręką więc jako pierwsze tamują krwotoki, mogą służyć jako serwetka, śliniak, lub zastępczo za talerz by np. rozłożyć na nim pieczywo, do „mycia”naczyń gdy aktualnie nie ma możliwości zrobić tego bardziej fachowo, do przecierania szyb czy po prostu wytarcia pupy. Bez wątpienia pozycja obowiązkowa na liście zakupowej.
Kiedyś zabierałam także dziecięce nożyczki do obcinania paznokci lub cążki(bo paznokcie rosną też na wakacjach;), teraz mam je na wyposażeniu scyzoryka, więc nie muszę o nich pamiętać, bo Victorinox zawsze jest w mojej saszetce.
Zwykle staramy się podczas wakacyjnego mieszkania w busie funkcjonować jak w domu: myjemy zęby, włosy, czeszemy się i smarujemy kremami.
Myjemy też naczynia. Czasami pod bieżącą wodą w parkingowych toaletach, czasami w rzekach- wtedy też używamy naszego biodegradowalnego mydła, żeby nikomu nie zaszkodzić. Praktyka pokazuje, że można umyć naczynia z użyciem minimalnej ilości wody, trzeba po prostu mieć odpowiednie naczynia:) Wyposażenie naszej kuchni to jednak temat na osobny post.
Bez względu na poglądy i zasobność portfela uważam, że foteliki samochodowe są obowiązkowe! Widzieliśmy już podczas wakacji różne sposoby przewożenia dzieci w samochodzie, ale dla nas w tym temacie nie ma w ogóle dyskusji. Dzieci podczas jazdy siedzą w fotelikach, obie mają fotelik z wysokim zagłówkiem, by podczas zaśnięcia nie zwisały na pasie z głową opartą o szybę. Dla urozmaicenia punktu widzenia co kilka dni zamieniamy im foteliki miejscami, bo każda strona ma swoje plusy i minusy ;) Od początku korzystamy z fotelików firmy Rómer w różnych modelach, mają świetną wytrzymałość (z modelu Rómer King Plus 9-18kg korzystaliśmy 5 lat bez przerwy!), są bardzo wygodne i można je rozłożyć co znacznie ułatwia ich upchnięcie na czas noclegowego przeorganizowywania busa.
Dla mnie jednym z podstawowych sprzętów zapewniających spokojną podróż jest bogato wyposażona apteczka. Na niej nigdy nie oszczędzamy. Przebywając często z dala od miejsc z dostępem do pomocy medycznej, nie chcemy żeby coś mogło nas zaskoczyć. Apteczka ma dać nam możliwość udzielenia sobie nawzajem pomocy najszybciej i najsprawniej jak się da. Na tyle oczywiście na ile starczy nam umiejętności.
Poza wszelkimi opatrunkami, bandażami i plastrami: kolorowymi, wodoodpornymi, przeciwodciskowymi zawsze mamy leki, każdy ma swoje sprawdzone i dostosowane do własnych potrzeb więc nie sugerujcie się tym co ja proponuję. Wybierzcie wcześniej sprawdzone w domu medykamenty, bo w czasie podróży lepiej nie eksperymentować z czymś nowym.
Będąc w Norwegii Ania zachorowała (miała rok). Silny krtaniowy kaszel, wysoka gorączka i katar sprawił że zdecydowaliśmy się na podanie antybiotyku. W domu podeszlibyśmy do sprawy inaczej, ale to nie był czas na półśrodki. Lek już na druga dobę postawił ją na nogi. Zdecydowaliśmy wówczas też więcej odpocząć żeby dać jej czas na nabranie sił i rzeczywiście wróciła do zdrowia. Nie podajemy antybiotyków pochopnie, to nie cukierki na gardło.
Kwestie zdrowia tratujemy poważnie. Jako że do tej pory odwiedzaliśmy cywilizowane europejskie kraje to zawsze przed wyjazdem wyrabiamy kartę EKUZ , potwierdzającą posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego w Polsce oraz dodatkowo wykupujemy ubezpieczanie turystyczne, takie które zapewni pomoc medyczną, hospitalizacje czy transport zwłok. Drastyczne myślenie? Być może, ale wszyscy znamy straszne historie z wypadków i dramaty rodzin które zostały same w obcym kraju po jakimś nieszczęśliwym wypadku. Ubezpieczanie to jedna z takich rzeczy na którą wydaje się pieniądze z nadzieją, że nigdy się nie przyda.
Dodatkowy Assistance do samochodu też nie zaszkodzi, kosztuje kilkadziesiąt złoty, zawsze to spokojniejsza głowa a w razie czego lepiej wydać euro na lody niż na lawetę.
Jak już wcześniej wielokrotnie podkreślaliśmy ,(nie bez powodu taka nazwa tego bloga) że raczej spędzamy czas z dala od dużych zgromadzeń ludzkich i popularnych turystycznych miejsc. Chcąc jednak zobaczyć te „klasyczne” perełki w miejscach do których jedziemy musimy wejść w dziki tłum turystów. Dużo obcych ludzi w nieznanym miejscu w połączeniu z małymi dziećmi niesie ze sobą ryzyko zgubienia. W Polsce na pewno łatwiej dziecku poprosić o pomoc, za granicą jednak kiedy wszyscy mówią w innym języku nie jest to takie proste. Do tej pory tylko Zosia miała opaskę na rękę z danymi kontaktowymi, ale na następne wakacje myślę, że zaopatrzymy w nie obie córy. Niby się pilnują, niby idą z nami za rękę, ale po co ryzykować? Kupiłam kiedyś za kilka złotych taką opaskę w jakiejś drogerii. Jest na niej miejsce na wpisanie danych dziecka i danych kontaktowych do opiekunów. Myślę że na pewno nie będzie przeszkadzała dziecku na ręku i na pewno nie zaszkodzi taką mieć (akcja bransoletek jest bardzo popularna podczas pobytu z dziećmi nad morzem, zwłaszcza na polskich tłumnych plażach).
W kategorii bezpieczeństwa zawierają się dla mnie jeszcze 2 wątki: używanie kremów z filtrem oraz repelentów przeciw owadom. Akcesoria te należy dostosować do wieku i wrażliwości dziecka, nas przed owadami dobrze strzeże MUGGA. Często skuteczniejszą ochronę od repelentów daje po prostu moskitiera zamontowana na wejściach do busa. Gwarantuje nam to spokojną noc bez uporczywego bzyczenia. Podczas pobytu w Finlandii moskitiera była nieoceniona i ratowała nas przed chmarami krwiożerczych insektów.
Mam nadzieję, że znaleźliście w moich postach odpowiedzi na pytania dotyczące wakacji na dziko.
Macie jakieś jeszcze? Pytajcie w komentarzach :)
I wy tak z dziećmi? A nie boicie się? Czego mamy się bać? Tego, że nie wezmę
40-sto minutowego prysznica dwa razy dziennie? Zapewniam, że dbamy o higienę, zdrowie i bezpieczeństwo nasze i dzieci. A jak? O tym poniżej:
HIGIENA
Ta wbrew pozorom potrafi w podróży wiele skomplikować, zwłaszcza że nie korzystamy z hoteli, a wybieramy spanie na dziko;)Cała nasza rodzina bez problemów korzysta z kąpieli w morzach, rzekach czy jeziorach. Woda może nie zawsze sprzyja brodzeniu, ale żeby umyć się i odświeżyć zazwyczaj wystarcza.
Brudni nie chodzimy i po opiekę społeczną dzwonić nie trzeba, że zaniedbujemy higienę dzieci na wakacjach ;)
Odświeżanie przed zmianą pieluchy. |
Kiedy byliśmy w Norwegii nieco obawiałam się o utrzymanie czystości. Ania miała rok, pielucha, długie siedzenie w samochodowym foteliku, ciepło, mogło skończyć się różnie. Na szczęście pod tym względem Norwegia jest mistrzem organizacji! Niemal przy każdym parkingu stoją toalety, a w nich zlew, mydło i ciepła woda! Korzystałam z tego na każdym postoju. Podmycie pupki i zmiana pieluchy, nawet przez chwilkę nie była odparzona. Z resztą w niektórych toaletach były takie zlewy, że 4,5-letnią wówczas Zosię wkładałam do niego i kąpałam całą razem z włosami ;)
Korzystając z uroków natury staramy się dbać o nią najlepiej jak możemy, dlatego zwracamy uwagę na detergenty których używamy do kąpieli w rzekach i jeziorach. Kupujemy więc biodegradowalne mydło w płynie, które może być również płynem do prania czy naczyń. Nie należy do najtańszych, bo kosztuje ok 30 zł, ale potem kąpiąc się w Bałtyku, Atlantyku czy Morzu Czarnym nie mam wyrzutów sumienia, że w jakiś sposób zanieczyszczamy środowisko.
W kwestii możliwości kąpieli Rumunia bardzo nas rozczarowała. Mimo, że dość często przebywaliśmy przy dużych zbiornikach wodnych, to niestety były one tak brudne, że nie chciałam nawet w nich zanurzyć rąk. Wtedy sprawdziło się stare porzekadło: „Potrzeba matką wynalazków”. Radek przerobił baniak w którym wozimy wodę na podręczny prysznic. Wodę na prysznic grzaliśmy w Kelly Kettlu po czym przelewaliśmy do baniaka, po to aby delektować się ciepłą kąpielą na świeżym powietrzu. Rozwiązanie wręcz luksusowe i aż dziwne, że wpadliśmy na to dopiero w trzecim roku naszych wyjazdów! Używamy też ręczników z microfibry, są lekkie i szybko wysychają. Najlepsze jakie trafiliśmy do tej pory służą nam już od 11 lat od firmy Fjord Nansen. Inne ręczniki z popularnych marketów turystycznych, gdy są długo wilgotne nabierają bardzo nieprzyjemnego zapachu stęchlizny, który przenosi się na skórę podczas wycierania.
Poza tym bardzo przydatne w zachowaniu higieny są chusteczki nawilżane dla niemowląt. Wiem, że i one wywołują w ostatnim czasie wiele emocji bo nie są „eko” , ale na wyjazdach z dziećmi sprawdzają się dobrze. Staramy się po prostu nie używać ich jako papieru toaletowego i nie zostawiać w terenie. Zwykle zużyte trafiają do naszego samochodowego śmietnika, a potem wyrzucane są w odpowiednim do tego miejscu.
Kiedy potrzeby załatwiamy "pod krzaczek" wtedy używamy nawilżanego papieru toaletowego, wykonany w 100% z celulozy, łatwo ulegają biodegradacji. Niegdyś myślałam, że to przerost formy nad treścią, ale w praktyce okazał się bardzo przydatny, no i zawsze to łatwo rozkładający się papier, a nie plastikowa chusteczka.
Jeśli jesteśmy już przy potrzebach fizjologicznych to wraz z naszymi dziećmi, od zawsze podróżuje turystyczny nocnik. To jedna z tych rzeczy MUST HAVE, które powinno się wozić zawsze z dziećmi. Rynek oferuje wiele w tym temacie. My zainwestowaliśmy w rozkładany nocnik Potette Plus (może być też nakładką na sedes), ma on foliowe wkłady, które zakłada się w razie potrzeby, a potem zawija i wyrzuca do śmieci. Same wkłady są dosyć drogie (koszt 10 szt. to około 25zł), biorąc pod uwagę, że mamy dwoje dzieci i niech każda z nich skorzysta min dwukrotnie w ciągu dnia to schodzi połowa paczki, przemnożyć to przez 3 tygodnie wakacji...uzbierałaby się z tego niezła kwota, ale… Mój mąż znowu zawierzył swojemu kreatywnemu myśleniu i w hurtowni opakowań jednorazowych kupujemy zgrzewkę reklamówek foliowych tzw jednorazówek i używamy bez sentymentu! 200szt to koszt ok 5 zł, więc opłaca się. Awaryjnie wykorzystywaliśmy też małe worki na śmieci, a te można kupić wszędzie i jest to ich niewątpliwa zaleta. W plenerze dziewczynki korzystają z niego bez worka, żeby po prostu było wygodniej siedzieć i by nie generować dodatkowo śmieci (potem wszystko zakopujemy). Poza tym nasze dzieci nauczone są załatwiać się „pod krzaczek” co znacznie ułatwia podróżowanie.
Wakacyjna dyspensa:oglądanie bajki na nocniku. |
W czasie podróży korzystamy też z żeli antybakteryjnych, ale bez przesady. Z racji tego, że w samochodzie w baniaku zawsze mamy wodę to myjemy w niej ręce, nawet jeśli okoliczności nie sprzyjają jesteśmy niezależni. Jeśli idziemy na pieszą wycieczkę i nie ma jak umyć rąk przed jedzeniem, wtedy używamy żelu.
Obowiązkowym wyposażeniem busa są również ręczniki papierowe. Do wszelakiego utrzymania czystości, do wycierania rąk i twarzy, wydmuchania nosa,wytarcia stołu po posiłku czy mokrej ławki by na niej usiąść, są pod ręką więc jako pierwsze tamują krwotoki, mogą służyć jako serwetka, śliniak, lub zastępczo za talerz by np. rozłożyć na nim pieczywo, do „mycia”naczyń gdy aktualnie nie ma możliwości zrobić tego bardziej fachowo, do przecierania szyb czy po prostu wytarcia pupy. Bez wątpienia pozycja obowiązkowa na liście zakupowej.
Kiedyś zabierałam także dziecięce nożyczki do obcinania paznokci lub cążki(bo paznokcie rosną też na wakacjach;), teraz mam je na wyposażeniu scyzoryka, więc nie muszę o nich pamiętać, bo Victorinox zawsze jest w mojej saszetce.
Zwykle staramy się podczas wakacyjnego mieszkania w busie funkcjonować jak w domu: myjemy zęby, włosy, czeszemy się i smarujemy kremami.
Mycie zębów i niepolecany ręcznik. |
Obcinanie paznokci. |
Myjemy też naczynia. Czasami pod bieżącą wodą w parkingowych toaletach, czasami w rzekach- wtedy też używamy naszego biodegradowalnego mydła, żeby nikomu nie zaszkodzić. Praktyka pokazuje, że można umyć naczynia z użyciem minimalnej ilości wody, trzeba po prostu mieć odpowiednie naczynia:) Wyposażenie naszej kuchni to jednak temat na osobny post.
Zofia - ochotnik do mycia naczyń w norweskim strumieniu. |
Mycie naczyń to przy okazji fantastyczna zabawa w wodzie ;) |
BEZPIECZEŃSTWO
Bez względu na poglądy i zasobność portfela uważam, że foteliki samochodowe są obowiązkowe! Widzieliśmy już podczas wakacji różne sposoby przewożenia dzieci w samochodzie, ale dla nas w tym temacie nie ma w ogóle dyskusji. Dzieci podczas jazdy siedzą w fotelikach, obie mają fotelik z wysokim zagłówkiem, by podczas zaśnięcia nie zwisały na pasie z głową opartą o szybę. Dla urozmaicenia punktu widzenia co kilka dni zamieniamy im foteliki miejscami, bo każda strona ma swoje plusy i minusy ;) Od początku korzystamy z fotelików firmy Rómer w różnych modelach, mają świetną wytrzymałość (z modelu Rómer King Plus 9-18kg korzystaliśmy 5 lat bez przerwy!), są bardzo wygodne i można je rozłożyć co znacznie ułatwia ich upchnięcie na czas noclegowego przeorganizowywania busa.
Dzieci zafascynowane fińskimi krajobrazami... |
Dzieci zafascynowane rumuńskimi krajobrazami... |
Dla mnie jednym z podstawowych sprzętów zapewniających spokojną podróż jest bogato wyposażona apteczka. Na niej nigdy nie oszczędzamy. Przebywając często z dala od miejsc z dostępem do pomocy medycznej, nie chcemy żeby coś mogło nas zaskoczyć. Apteczka ma dać nam możliwość udzielenia sobie nawzajem pomocy najszybciej i najsprawniej jak się da. Na tyle oczywiście na ile starczy nam umiejętności.
Poza wszelkimi opatrunkami, bandażami i plastrami: kolorowymi, wodoodpornymi, przeciwodciskowymi zawsze mamy leki, każdy ma swoje sprawdzone i dostosowane do własnych potrzeb więc nie sugerujcie się tym co ja proponuję. Wybierzcie wcześniej sprawdzone w domu medykamenty, bo w czasie podróży lepiej nie eksperymentować z czymś nowym.
- Leki Przeciwbólowe i przeciwgorączkowe - osobno dla dorosłych i dzieci,
- Infekcje i ból gradła: Tantum Verde - działa na nas wszystkich,
- Syrop na kaszel -u nas świetnie sprawdza się Syrop Islandzki,
- Krople do nosa (Nasivin),
- Węgiel, Smecta i elektrolity,
- opatrunek hydrożelowy,
- Wapno musujące (łagodzi swędzenie) ,
- Fenistil,
- Octenisept do dezynfekcji,
- żel antybakteryjny do rąk,
- termometr,
- aspirator ,
- Antybiotyk.
Jedyny poważny wypadek:moje oparzone wrzątkiem udo. Pamiątka po fińskich wakacjach na zawsze. |
Będąc w Norwegii Ania zachorowała (miała rok). Silny krtaniowy kaszel, wysoka gorączka i katar sprawił że zdecydowaliśmy się na podanie antybiotyku. W domu podeszlibyśmy do sprawy inaczej, ale to nie był czas na półśrodki. Lek już na druga dobę postawił ją na nogi. Zdecydowaliśmy wówczas też więcej odpocząć żeby dać jej czas na nabranie sił i rzeczywiście wróciła do zdrowia. Nie podajemy antybiotyków pochopnie, to nie cukierki na gardło.
Kwestie zdrowia tratujemy poważnie. Jako że do tej pory odwiedzaliśmy cywilizowane europejskie kraje to zawsze przed wyjazdem wyrabiamy kartę EKUZ , potwierdzającą posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego w Polsce oraz dodatkowo wykupujemy ubezpieczanie turystyczne, takie które zapewni pomoc medyczną, hospitalizacje czy transport zwłok. Drastyczne myślenie? Być może, ale wszyscy znamy straszne historie z wypadków i dramaty rodzin które zostały same w obcym kraju po jakimś nieszczęśliwym wypadku. Ubezpieczanie to jedna z takich rzeczy na którą wydaje się pieniądze z nadzieją, że nigdy się nie przyda.
Dodatkowy Assistance do samochodu też nie zaszkodzi, kosztuje kilkadziesiąt złoty, zawsze to spokojniejsza głowa a w razie czego lepiej wydać euro na lody niż na lawetę.
Jak już wcześniej wielokrotnie podkreślaliśmy ,(nie bez powodu taka nazwa tego bloga) że raczej spędzamy czas z dala od dużych zgromadzeń ludzkich i popularnych turystycznych miejsc. Chcąc jednak zobaczyć te „klasyczne” perełki w miejscach do których jedziemy musimy wejść w dziki tłum turystów. Dużo obcych ludzi w nieznanym miejscu w połączeniu z małymi dziećmi niesie ze sobą ryzyko zgubienia. W Polsce na pewno łatwiej dziecku poprosić o pomoc, za granicą jednak kiedy wszyscy mówią w innym języku nie jest to takie proste. Do tej pory tylko Zosia miała opaskę na rękę z danymi kontaktowymi, ale na następne wakacje myślę, że zaopatrzymy w nie obie córy. Niby się pilnują, niby idą z nami za rękę, ale po co ryzykować? Kupiłam kiedyś za kilka złotych taką opaskę w jakiejś drogerii. Jest na niej miejsce na wpisanie danych dziecka i danych kontaktowych do opiekunów. Myślę że na pewno nie będzie przeszkadzała dziecku na ręku i na pewno nie zaszkodzi taką mieć (akcja bransoletek jest bardzo popularna podczas pobytu z dziećmi nad morzem, zwłaszcza na polskich tłumnych plażach).
W kategorii bezpieczeństwa zawierają się dla mnie jeszcze 2 wątki: używanie kremów z filtrem oraz repelentów przeciw owadom. Akcesoria te należy dostosować do wieku i wrażliwości dziecka, nas przed owadami dobrze strzeże MUGGA. Często skuteczniejszą ochronę od repelentów daje po prostu moskitiera zamontowana na wejściach do busa. Gwarantuje nam to spokojną noc bez uporczywego bzyczenia. Podczas pobytu w Finlandii moskitiera była nieoceniona i ratowała nas przed chmarami krwiożerczych insektów.
Z fińskimi komarami nawet Mugga nie dała rady ;) |
Mam nadzieję, że znaleźliście w moich postach odpowiedzi na pytania dotyczące wakacji na dziko.
Macie jakieś jeszcze? Pytajcie w komentarzach :)
Mega dawka cennych wskazówek! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wypociny nie poszły na darmo ;)
Usuńcasino, poker room, blackjack, bingo
OdpowiedzUsuńcasino, poker room, www.jtmhub.com blackjack, bingo https://vannienailor4166blog.blogspot.com/ room, blackjack, https://jancasino.com/review/merit-casino/ bingo 토토 사이트 모음 room, poker room, poker room, poker room, poker room, poker https://deccasino.com/review/merit-casino/ room, poker room,
W podróży z dzieckiem zawsze warto mieć przy sobie dobry termometr
OdpowiedzUsuńA Belgia? I wcale nie trzeba jechać swoim autem. Są sensowne połączenia busowe, zerknijcie - https://www.belgia.busy.travel/busy_do_polski
OdpowiedzUsuńNaprawdę nie ma się nad czym zastanawiać. Oni robią mega różnicę. Tam się dzieje, jest fajnie, dużo można zwiedzić. Po co kombinować?
Dodałabym do wyposażenia suszarkę do butów. Zajmuje mało miejsca a przydaje się w różnych sytuacjach typu „ja tylko podejdę do fal i ucieknę” nad morzem czy po trekingu w wilgotnej trawie. Cudowne uczucie włożyć nogę do ciepłego, suchego buta
OdpowiedzUsuń